top of page

Schronisko Bytom

20 września odwiedziłam Schronisko dla Bezdomnych Zwierząt w Bytomiu. Przechodząc obok kojców, serce pękało na widok tych wszystkich psów i kotów, które prosiły o chwilę uwagi. Żadne z nich nie wydawało się być agresywne.

Miałam okazję przeprowadzić wywiad z jedną z pracownic schroniska. Na pytania odpowiadała Agnieszka Szołtysik.

KJ: Ile zwierząt liczy schronisko?

AS: W dniu dzisiejszym ok. 270, ale rotacja jest ogromna. Wiadomo, przyjmujemy codziennie kilka, kilkanaście zwierząt. Pare zostaje adopotowanych, więc ta liczba ciągle się zmienia.

KJ: Więcej jest psów czy kotów?

AS: Zdecydowanie psów.

Kj: A kto cieszy się większym "powodzeniem"?

AS: Tak naprawdę jest to bardzo trudne pytanie. Raczej więcej do adopcji idzie psiaków, ale koty też cieszą się dużym powodzeniem.

KJ: Okres wakacyjny. To jest taki okres, gdzie najwięcej psów i kotów jest porzucanych, prawda? Jak to wyglądało tego lata?

AS: Tego lata, u nas akurat w schronisku, wyglądało to źle. Cieszyłyśmy się, przez dwa lata, że gdzieś sezon nas obchodzi bokiem i jakoś nie mamy takiej dramatycznej liczby przyjęć. W tym roku jakoś niestety nadrobiłyśmy te dwa lata, więc przyjęć było naprawdę dużo. Bardzo dużo było też interwencji, takich skrajnych typu pies przywiązany do drzewa, pies zagłodzony przez właściciela i tym podobne incydenty.

KJ: Jaki był najsmutniejszy przypadek z jakim się pani spotkała?

AS: Ogólnie w mojej pracy czy w tym roku?

KJ: W ciągu całej pani pracy.

AS: Trudno jest cofnąć się do tego pamięcią. Przyjmujemy bardzo dużo zwierząt i wiele z nich porusza nasze serca. Trudno jest je sklasyfikować na zasadzie "smutniejszy", "bardziej drastyczny". Każdy z nich jest inny, każdy z nich ma swoją historię. Nie zawsze jest ona wiadoma. Ale taka na szybko, którą mogłabym przytoczyć to historia suczki Luizy. Starsza, bardzo zaniedbana. Przede wszystkim z bardzo zniszczoną psychiką. Praca z Luizką trwała półtorej roku, żeby zaczęła jakkolwiek funkcjonować przy człowieku i żeby wyszła na pierwszy spacer z kojca, więc to masa pracy. Na spacery wychodziłyśmy dosłownie na kilka kroków i wracałyśmy z powrotem. Na drugi dzień o kilka kroczków więcej. I tak pracowałyśmy przez półtorej roku, żeby naprawić zniszconą psychikę psa. I takich przypadków mamy naprawdę dużo. Ale każdy ma swoją historię i nie zawsze są szczęśliwe.

KJ: W takim razie czy jest coś co daje pani radość?

AS: Oczywiście! Sama praca z nimi. Tak naprawdę praca ze zwięrzętami to wspaniała praca. Bardzo często spotykamy z tym, że ktoś z zewnątrz mówi nam coś w stylu " Kurczę, jak wy możecie tu wytrzymać. One tu tak wszystkie, biedne, siedzą i patrzą". To jest rzeczywiście twierdzenie osoby z zewnątrz, która widzi masę psów, które na niego patrzą i domagają się uwagi. Dla nas każdy jest inny. Ja wiem że w kojcu nr 4 siedzi Banal, Koma i Pestka. Staramy się poświęcać im uwagę. To jest właśnie fajne, że nie są dla nas zbitą masą. Każdy pies ma swoje imię, każdego chcemy, w miarę naszych możliwości fizycznych, dopieścić. I myślę, że to widać. Po samej konycji zwierząt jak i po tym, że one nas po prostu kochają. Mimo, że znalazły się w tak dziwnym i niefajnym położeniu, to mimo wszystko naprawdę czują ulgę, że znajdują się w schronisku.

KJ: Rozumiem. Chodziło również o to, że kiedy widzi pani tyle biednych piesków i kotków, to musi być dla pani przytłaczające?

AS: Tak, to jest przytłaczające, szczególnie kiedy nieraz, przysłowiowo, nóż się w kieszeni otwiera, bo sytuacje czasami są bardzo dziwne. Jest to frustrujące i denerwujące. Ludzie są absolutnie, całkowicie bezmyślni. Ja nie mówię oczywiście, że wszyscy, ale zwierzę nadal jest u nas "rzeczą" i nadal jest traktowane jak taka waluta "za wódkę". I w takich miejscowościach, gdzie znajdują się dzielnice slumsowe, to tymbardziej to widać. Pies przechodzi z rąk do rąk właśnie za taką walutę "wódkową" lub "piwną". I prosty przykład z dzisiaj chociażby. Pani zadzwoniła z informacją, że ona nie może trzymać swojego psa i ona nie odbierze go ze schroniska. Doskonale wie, że jej mąż przywiązał go na klatce schodowej i go tak porzucił. I to jest smutne. Nie to, że ten pies tutaj trafił. Szczęście dla niego, bo te psy czasami przychodzą w naprawdę fatalnym stanie. Koty oczywiście też. No i ostatni przykład. Desperado. Wyskoczył z pierwszego piętra, bo już był tak zagłodzony, że zaczął polować na ptaki. Kiedy tu trafił, autentycznie było widać po nim ulgę. Już tu kiedyś u nas był, więc skojarzył fakty. Przez całe dnie z taką ulgą na pysku spał. Odyspiał. Jadł i spał. Jadł i spał. One mają taką specyficzną iskrę w oku. Mają też charakterystyczne podejście do ludzi. Myślę więc, że dla ludzi z zewnątrz to wygląda smutno, ale tak naprawdę , jak człowiek przykucnie przy nich i pozna ich historię , to pomyśli, że lepiej że są tutaj.

KJ: Dziękuję za wywiad.

Jeśli spodobał ci się któryś ze zwierzaków zgłoś się do schroniska w Bytomiu na ul. Łaszczyka 18. Możesz podarować mu nie tylko nowy dom, ale również nowy start i miłość.

Jeśli chcesz zobaczyć więcej zdjęć, wpadnij na:

 

Wyróżnione posty
Ostatnie posty
Archiwum
Wyszukaj wg tagów
Nie ma jeszcze tagów.
Podążaj za nami
  • Facebook Basic Square
  • Twitter Basic Square
  • Google+ Basic Square
bottom of page